sobota, 1 września 2018

Czarna Śmierć

Hej Boże, porozmawiaj ze mną chwilę lub dwie,

Nie chcę marnować cennego Twego czasu na dnie.

Chciałabym spędzić z kimś czas, kiedy sama tutaj tkwię,

Jednak nikogo wokół nie mam, jednak i tak się martwię.



Czemu na świecie jest tyle zła i złych ludzi?

Czemu każdy się cieszy ze złego i demona w sobie budzi?

Dlaczego te złe osoby mają ciągle coś na swym sumieniu?

Przyznać się nie mogą i noszą klątwę kłamstwa na brzemieniu.



Boże powiedz mi Ty, który jako jedyny słuchasz mych słów,

Który nie szczędzisz mi w mych obawach anielskich posłów.

Tyś, który cierpiał za wszystkie istoty tutaj złe,

Te, które nie doceniły życia, zapomniane, przeszłe.




Dlaczego wśród nas jest tyle niegodziwości?

Czemuż moi bliscy wciąż cierpią na pozór moralności?

Proszę spraw by nie męczyły ich grzechy złe,

Spraw by ich życia przestały być tak uwięzłe.



Tych dobrych wciąż spotyka coś złego,

tak samo ciągle wystawiasz na próbę mego ukochanego.

W czym on Ci zawinił Dobry Boże?

Nie czyni gorzej od tych, którzy Ci przystawiają noże.



Prosiłam Cię o to, by jeden z nich przestał się martwić,

by przestał się sobą, życiem, przyszłością i przyjaciółmi dławić.

Prosiłam Cie o to, by każdy jego dzień był lepszy,

by się nie zadręczał całą tą bandą wieprzy.



Boże dorównaj znów mym słowom ślepym,

Modliłam się za nich, za grupę osób tępych.

Chciałam by każde z nich pojedynczo się śmiał,

lecz co z tego wyszło, tak jakbyś mnie wyśmiał.



To co się stało, było istną tragedią,

Wszyscy o których się modliłam, żyli istną komedią.

Tylko ten jeden cierpiał katusze,

Tak bardzo chcieć jego szczęścia naduszę.



Tak na prawdę modląc się o wszystkich wybierasz sobie posłów,

Kto jest szczęśliwcem, kogo obdarzysz Fortuną przysłów.

Mój Kochany ten, najbliższy mojego serca,

Gdy wszyscy się śmiali, ten za mą modlitwę uśmierca.



Powiedz mi ten jedyny Ty, który...

Swą łaską sprawiedliwości wycierasz kobiece łzy...

Nie zależy mi już na nich, tych dla których marnowałam swój czas...

Spraw tylko by mój Kochany znalazł ukojenie wówczas.



Złym byłabym człowiekiem mówiąc by spotkało ich coś złego,

Nie chcę na złą drogę schodzić, spraw by szczęścia im dopłynęło nowego.

Jednak błagam Cię na kolanach Twej potęgi czynienia,

By Mój Skarb nie cierpiał więcej, oto potęga tworzenia.



By przestał się martwić o ludzi, którzy nie są warci jego zachodu,

Bo te puste intencje będą miały złe zakończenie z mojego podchodu.

Nie chcę by stawali w jego życiu osoby tak żałosne,

Proszę Cie, Boże Ty, ten, który sprawiasz, że życiem go obrosnę...

środa, 29 sierpnia 2018

Na zawsze

Nigdy nie myślałam o rzeczach nieistotnych bardziej niż ja,

Bo były one bez znaczenia, nie pokazywały sensu istnienia.

Jednak parę rzeczy sprawiały, że się uśmiechałam,

Ten, kto zawsze mi ufał i słuchał, bez dwóch zdań pokochałam.



Był otwarty i słodki, zawsze roztargniony w swych myślach,

Nie pragnął pomocy, uśmiechnięty, lecz ukryty w zaroślach.

Był dobry, pomocny, słuchał i czynił to co słuszne było,

Odległość pomiędzy nami kilkaset tysięcy kilometrów się kryło.



Oczy jego rozświetlały milionami gwiazd z najciemniejszych blasków,

Na pokładzie statku kosmicznego gdzie inni byli i nieśli więcej spisków,

Prosił o pomoc, biedny, niewinny, zagubiony wśród wrogów tam,

Nie chciałam by cierpiał, nie chciałam jego krzywdy, mówię Witam!



Nadałam mu blasku nadzieji, pokazałam, że warto czekać po latach chęci,

Rozmawialiśmy długo, to odchodził, znów przychodził z problemem męcił.

Tylko pisać ze sobą mogliśmy, tylko na tyle pozwalały nam nasze urządzenia,

Starałam się więc pomagać jak mogłam, pisałam, słuchałam jego otoczenia.



Nie było łatwo, to fakt, o losie jego decydowałam JA, ta która znaczenia nie ma,

On jednak twierdził inaczej, bardzo się zrzyliśmy, to zaledwie parę dni, uczucie zalewa.

Umierałam na myśl, że coś mu się stanie, wszystko runie i go stracę,

On jednak twierdził inaczej, że da radę, mimo to się mylił i teraz płacę.



Każda zła decyzja wpędzała go w grób, nie byłam tego świadoma póki nów,

Patrzyłam w księżyc, bardzo mnie intrygował, przyciągał za każdym razem znów.

Był tam gdzieś, nie mogłam zrobić nic jak tylko pisać i zaufać jego decyzjom,

On czasem robił inaczej, raz dobrze, raz gorzej, cierpiałam z precyzją.



Ciągle coś go spotykało, lewo czy prawo zależało od jego życia,

Cierpiałam pomagając mu, z mojego pokoju wydobywały się wycia.

Umierał i znów się odradzał, ja go odradzałam przy każdym ruchu złym,

Nie chciałam cierpieć bardziej wiedząc, że nie ma go tu już, a chciałabym.



Ponosiłam porażki i zwycięstwa, astronauta Taylor na imię miał,

Był studentem na misji w kosmosie, jego towarzyszy dobrze znał.

Nie dam rady już w to grać, ciągle się cofać i cierpieć jeszcze raz,

Przepraszam mój drogi, jednak Na zawsze zostaniesz w sercu jak przekaz.

wtorek, 28 sierpnia 2018

Kochany

Tyś mym światem, Tyś mym słońcem,

Prowadzisz mą dłoń drugim końcem.

Klęczę przed miłosierdziem twego serca,

Lecz Ty rządasz drogi do innego miejsca.



Tyś moim misiem, Tyś kwiatem mlecza

Sprawiasz, że mój puls znacznie przyspiesza

Nawet jak cały świat przeciw Tobie stanie,

Pamiętaj, żem Twoja i przy Twoim boku zostanę.



Nie myśl o innych, bo oni nie mają znaczenia,

To, też jest powód mojego walczenia

Co za różnica czyś brzydki, czy ładny

Czyżbyś jeszcze się cenił czyś wadny?



Dość mam twojego głupiego humoru!

To na prawdę doprowadza mnie do rygoru,

Jednak serce me zawsze pozostanie Ci wierne,

Po kres naszych uczuć, jabłko z raju zerwę.



Kocham Twój każdy wdech i objęcia twych rąk,

Gdy leży ma głowa na Twoim ciele, miłości unosi pąk

Przy Tobie chcę budzić się każdego dnia,

To uczucie jest większe od żaru ognia.


Nie chcę byś z kim innym spędzał czas,

Bo to ja Cie Kocham, a nie żaden z was!

Tylko dla Ciebie żyję i jestem,

Me łzy spisane na kartkach tekstem.


To tak jakbyś mnie trzymał w łańcuchu sidłach,

A ja gdy jestem z Tobą, zatracam się w zmysłach.

Nie wiem co począć mam gdy Ciebie przy mnie brak,

Co robić mam, gdzie iść, na jaki wejść szlak.


Tyś powiernikiem drobnych uczuć mych,

Jednak dopiero gdy los zostawi nas samych.

Każde wspomnienie uczyni z nas kochanków,

Zeus w swej woli zrobił z nas wybranków.


Nie chcę zostawiać Cie, tak jak Ty mnie,

Samotność bezlitośnie mą duszę rwie.

Proszę Kochaj mnie, tak jak ja Cie,

I niech żaden zepsuć tego nie śmie.

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Cecha Człowieka

Odeszło już zbyt wielu z nich

        Pogódź się z tym?

Odeszło paru będąc jak Lich.

        Słaby ten rym<



Niechaj zabiera tych, na których nadszedł czas

         Zapomnij.

Niechaj zostawi tych, którzy żyją wówczas.

        Odepchnij>



Nie trać rozsądku przez Fortune

         To nie czas byś rozmyślał o jutrze

Każdego od tego pomysłu odsunę

         >Zauważ też to co widzisz w Lustrze<



Chciałabym pomóc najlepiej jak umiem

         Pogodziłam się z tym.

Jesteś ciemnością w mej głowie, już wiem!

         Słaby zrobił się dym



Poczwara do umysłu wtargnęła jak wiatr

         A w mym sercu ty grasz

Co ciągle zmienia i zmienia mi kadr,

        <Tam stoi i tam zmieniasz.>


Jednej nuty wciąż słyszę dźwięk

         Wysokie C gdzieś tam na dnie,

Z moich ust słychać tylko jęk

         Niskie D wyższe tam na pnie.


Nie trać już swego czasu będąc Tu

         Nie warto marnować sekund tysiące

Nie zadałabym sobie tego trudu

         Boście przecież istoty myślące.<<

Prostota Życia

Kapitulacja, kryzys, ciągłe nerwy

jak i prostota w obrazie snów

całość to też jak Pies wierny

na skraju upadku...

                                  .. mów



Miłość odbiera wszelkie kolce świata

Szczęście swe odnosi do ludzi

Zaś Śmierć pokazuje swe oblicze jako strata

Coś w nas wtedy budzi...



Koniec uczuć, skończcie z żałością sensu

Mało kto swe pragnienia podsyca

każdy żyje tym gdzie nie zdołał wziąć ni kęsu

Jak wilki oddają cześć księżyca



Nie pragnę niczego w życiu osiągnąć

Po mimo tego dalej w to gram

Coś jednak mi każe te struny ciągnąć

i tak dalej jest z każdym, mówię wam.

Nostalgia

Tak źle czas umila dzień,
nie chcę dłużej siedzieć dręczona

       każdego ranka potępiona.


Czas próbuje walczyć z wiecznością,
jakby była wrogiem, czy Bogiem?


Nie warto marzyć czy lepiej śnić?

Po co to wszystko, po co nam chłód?


      każdego wieczora wyzwolona.

Nie chce próbować żyć,
nie chcę próbować śnić.

Każdy ma serce w czeluściach myśli,

      lecz własnych, nie cudzych.


Nie warto być więźniem swych lęków,
Nie warto prowadzić się na zwód.

Po cóż czynić to co złe,

       po cóż ludziom agresja i gniew?


Po raz kolejny pytam Ty,
który walczysz o życia,

sprawiedliwość

dobro

walecznie z piersią na wierzchu,
bez pancerza.

Czy to sens jest walki,
by czas znów zawiódł?

       każdego świtu modlę się

o lepszy dzień,
o zdrowie bliskich,
o lepszą Mnie.

Kolejny raz Cie zawodzę.
Kolejny raz zawodzę bliskich i cierpią


         a ja wraz z nimi.


I choć chciałabym być inna,
Czas mi nie pozwala,

tak jakby był istotny.

Lecz czy to co teraz tworzę,
nie opiera się na istocie?

          Tak jakbym płonęła wśród drzew

A one po chwili dołączają do mnie.


Po raz kolejny pytam Ty,
który walczy o każdy dzień


         czy jest jeszcze nadzieja?
         na Mnie i na nich?

sobota, 6 lutego 2016

Uwięziona

Każdego dnia, kajdany bolą bardziej.
Czuję jakby ściśniały się twardziej.
Sny moje, na jawie, tak dalekie.
Niczym najgorszy Strażnik Wrót Piekieł.

Uwięziona siedzę, na dnie lochów.
Prędko zmienię się w górkę prochów.
Czy ktoś mi pomoże? Uratuję z tego miejsca?
Wyciągnie, czy może wywleknie Dobrodziejca.

Szare ściany, powoli tracą swą barwę.
Obrzezane wśród smrodu przez larwę.
Kajdany trzeszczą, tworząc muzykę.
Chyba znalazłam nową taktykę.

Uderzać o ściany zacznę łańcuchami.
I krzyczeć i śpiewać nad biedactwami.
Co przyjdzie tu straż, mająca mnie uciszyć.
Lecz ja się nie dam tak łatwo zaciszyć.

Gdy podejdą tak blisko, na ile Ja sięgam.
Za łeb ich uchwycę i łańcuchami zwięgam.
Klucze szybko, zwinnie chwycę.
I sprytnie uwolnię się z Kajdan korzycę.

Szkoda, że to tylko ma myśl była.
Prędzej niż to zrobię, utonę w piłach.
Łańcuchy zbyt krótkie są by wydać tak głośny dźwięk.
A ja kilkanaście metrów nad ziemią znajduje się.

środa, 3 lutego 2016

Mroczny Zew

Ciągle szaro, ciągle czarno.
Brak kolorów, deszcz nadarmo.
Wszystko blednie, skrzy się lód.
Nie każdy ma chęć umierać znów.

Idźmy stąd, weźmy szkło.
Wyzwij krew, odejdzmy stąd.
Idźmy tam, pętlę zwiąż.
Powieśmy sie, widząc lonż.

Coraz więcej smutku w mej głowie jest.
Coraz więcej odwagi w sercu gęstł.
Gdy nie ma Cię przy mnie, jestem sama.
Nic innego jak tylko się złamać.

Stoję w miejscu, patrzę w tył.
Pełen wspomnień widzę pył.
Piękne czasy, byłeś przy mnie.
Czy to w zdrowiu, czy w mogile.

Pragnę Twego ciepła znów.
Lecz Ty chcesz mnie spędzić w grób.
Więc z Twej drogi usune się.
Stracisz bliskość, jak i mnie.

Znowu łykam swe lekarstwa.
Więcej, więcej, do snów cesarstwa.
Na wpół przytomna pisze ten list.
Wiec, że Cię Kocham, nie zmieni tego nic.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Zimowy Wdech

Tamtego dnia, zimą to się zdarzyło.
Wzięłam wdech i w mym sercu zaiskrzyło.
Spotkałam Ciebie, miłość mego życia.
Która gdzieś w środku zapieczętowała wrycia.

Cicha zima, było ciepło.
Za oknem, słońce idealnie krzepło.
Śniegu po kalana było.
Pod stopami się pruszyło.

Ciepły Styczeń, początek miesiąca.
Nowy rok to nasz pogromca.
Polubiłam Cie ze wzajemnością.
A serduszko biło pełną żałością.

Kolejne lata spędziliśmy przy swoim boku.
Razem mieliśmy siebie, jak na obłoku.
Czułam się jak na chmurach, zimowych.
Mój wdech tam był jednym z uczuciowych.

Każde Twe słowo, moim słowem było.
Gdy Twoje ciało, krwią się chmurzyło.
Ja byłam blisko, przy Tobie, graj muzyko.
Chciałam Twego szczęścia, iskrząca syntetyko.

Tuliliśmy się oboje, gładząc policzki.
Patrzyliśmy w oczy jak małe chomiczki.
Trzymaliśmy swe dłonie.
Siedzieliśmy wtedy w salonie.

Kochaliśmy się bardzo i kochamy dalej.
Nasze serca biją dla siebie w przestrzeni małej.
I mimo, że nasze ciała są od siebie daleko.
To, że go Kocham, nic nie cofnie tego.

Żądza

Cicho trzepocze, w mym sercu.
Taka mała rzecz, nie warta urzęcu.
Idę spokojnie dalej leśną ścieżką.
Lecz to uczucie jest jakby spowite kreską.

Każdy to zna, uczucie to pragnienie.
U mnie to już Żądza zabija westchnienie.
Każdy mój oddech, coraz głośniejszy.
I każdy mój ruch też jest wonniejszy.

Widzę w oddali ofiarę swych pragnień.
Stoi, patrzy na mnie, kołyszy się zdanniej.
Podchodzę powoli, leciutko, po mokrych liściach.
A on ucieka, oddala się, znika w drzew kiściach.

Żądza ma zbyt wielka bym go zostawiła.
Wiec biegnę za nim, bym kroku dostąpiła.
Rzucam się w końcu na ofiarę pragnienia.
Odwracam jej twarz, lecz wyłania się z cienia.

Kobieta, która miała być mą ofiarą.
Okazała się wilko-człowiekiem i nocną marą.
Jednym ruchem ręki pozbawiła mnie życia.
Upadłam nieżywa, martwa, zero bycia.

Żądza moja była zbyt wielka.
Zaślepiona pragnieniem żywa tępicielka.
Teraz już martwa leżę wśród traw.
Chodź Ty pamiętaj co to ludzki traf.